„Bądźmy uczniami Chrystusa” Homilia ks. dziekana Zygmunta Klosego – proboszcza naszej Parafii wygłoszona 31.12.2007 roku Drukuj E-mail

ks. Zygmunt Klose

Najmilsi, trzeba nam dziś, czytając tę Ewangelię i pamiętając o apostolskiej przestrodze św. Jana, że nadeszła już ostatnia godzina, skupić się na usilnej prośbie Kościoła - „Bądźmy uczniami Chrystusa”. Chrystus nie da się zamknąć w czasie, to jest niemożliwe. Sprawa Chrystusa, czy jakbyśmy dzisiaj chcieli powiedzieć - szkoła Chrystusa, przekracza granice czasu. Synteza podstawowych trzech czasów: przeszły, teraźniejszy i przyszły, czyli swoista pełnia, zawarta jest przede wszystkim w aklamacji po Podniesieniu: Głosimy śmierć Twoją, Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale.

Głosimy, wyznajemy, oczekujemy - takie jest zadanie uczniów Chrystusa. Takie jest nasze zadanie - głosić, wyznawać, oczekiwać. Dzisiaj Kościół żyje tak przeszłością, jak i przyszłością, nie przestając być teraźniejszością. Bo w Chrystusie spotykają się te wszystkie trzy czasy. I Chrystus dzisiaj to nie jakieś sentymentalne wspominanie wypadków, jakie miały miejsce w przeszłości. Chrystus dzisiaj to ten dzisiejszy Kościół, to ludzie dzisiejszego świata, szukający uczciwie Boga. Niedostateczne albo nadmierne akcentowanie któregoś z tych czasów prowadzi do nieporozumienia, prowadzi do wypaczenia chrześcijaństwa.

Chrześcijaństwo, Kościół, to nie tylko przeszłość, to nie tylko historia. Kościoła nie można zamknąć w zakrystii. Kościoła nie można ograniczyć do Papieża, biskupów, kapłanów. Kościół to miliony żyjących dziś w całym świecie chrześcijan - to jest Kościół. I tu jest szkoła Jezusa Chrystusa. Jeżeli niedostatecznie uwzględnimy albo nadmiernie zaakcentujemy jeden z tych czasów, to to przymnaża Kościołowi niepotrzebnych ataków i zarzutów. Jezus ukazywany jest wtedy światu w pewnej karykaturze. Czy my chcemy takiego karykaturalnego Jezusa Chrystusa?

Jeżeli nie docenimy czasu przeszłego, tego, co nazywamy historią Kościoła, wykorzenimy się. Ludzie wtedy nie wiedzą, skąd idą, wtedy nie wiemy, skąd nasz ród. Ludzie nie wiedzą albo nie pamiętają, że wyszli z ręki Boga, z raju. Najczęstszą w tym wypadku tragedią jest to, że zapomnieli przebytej drogi, że niczego z dotychczasowych trudów się nie nauczyli. A zachowują się tak, jakby dzisiaj musieli wszystko zaczynać od początku. Nie. My jesteśmy tylko kolejnym ogniwem (może słabym, nie wiem) chrześcijaństwa, tego łańcucha, ale na pewno spojeni jesteśmy z tamtymi ogniwami, które przed nami kształtowały Kościół, które przed nami były w szkole Jezusa Chrystusa. Z tymi ludźmi, którzy byli uczniami Jezusa Chrystusa. I warto się przyjrzeć tym absolwentom szkoły Chrystusowej. Nie trzeba zaczynać od początku. Natomiast jeżeli nie docenimy czasu przyszłego, to wtedy stoimy w miejscu, wtedy cofamy się. Czas przyszły przecież to wszystko to, na co czekamy, to przyjście Chrystusa w chwale, to sąd Boży, to śmierć, to niebo albo piekło. Czas przyszły to imperatyw, to nakaz: trzeba, trzeba, trzeba, bo dni są krótkie, bo lata są policzone, bo Chrystus nadejdzie niespodziewanie.

Głosić, wyznawać, oczekiwać. Taka jest Ewangelia. Taka jest szkoła Chrystusa, w której jesteśmy uczniami. Jeżeli któryś z tych czasów, któryś z tych imperatywów pominiemy, zniekształcimy ewangeliczne przesłanie. To jest tak, jak w szkole jakiś uczeń by się zabierał za gramatykę języka angielskiego, nie mając pojęcia o polskiej gramatyce. To jest tak, jakby jakiś uczeń zabierał się w matematyce za algebrę i trygonometrię, nie umiejąc tabliczki mnożenia, nie opanowując tych podstaw. Takiej zniekształconej Ewangelii lepiej w ogóle nie głosić. Ewangelia może albo być głoszona cała albo wcale. Taka jest szkoła Chrystusa, w której my jesteśmy uczniami.

„Miriam”, nr 1(64) – styczeń 2008

Ostatnio uaktualnione ( 2008-05-10 14:34 )